Dwa dni temu wieszczyłam, że wiosna już blisko. Wpatrywałam się w zwisające, żółciejące co raz bardziej witki wierzb i byłam pewna – wiosna nadejdzie bardzo szybko.
W porywie euforii wykonałam telefon do mojej przyjaciółki, koleżanki „działkowej”, żeby jej objawić moje odkrycie /robię to co roku i zawsze się sprawdza/ – wierzby budzą się do życia! Będzie wiosna!
Ona również bardzo się ucieszyła, zaczęła nawet rozmowę na temat wysiewu nasion cynii, wszak w ubiegłym roku miałam je bardzo urodziwe i stąd dopytywała, kiedy powinna pomyśleć o wysiewie nasion na sadzonki.
To jej rozmyślanie o nasadzeniach mnie również zmobilizowało do myślenia. Wyciągnęłam zatem kajet, przejrzałam zapiski co i gdzie rosło w ubiegłym roku, rozrysowałam plan nasadzeń na rok bieżący i już poczułam wiatr w żaglach, już jakbym rozpoczęła sezon.
Aż tu nagle szok! Wstaję dziś rano a tu ….. biało!
Co jest, myślę, mgła taka mleczna rozlała się przed moimi oknami? a może mam jakieś zwidy? Nic z tych rzeczy, jest tak biało od śniegu, nasypało w nocy tyle, że wszystko białe.
Moje wierzby też!
Pytam zatem – o co chodzi? Wszak błagalnym tonem prosiłam wiosnę, aby przyszła, bez marudzenia, bez ociągania się, ale wołałam wiosnę, nie zimę.
Chyba jakieś nieporozumienie się wkradło, chyba zostałam źle zrozumiana.
No nie chyba, ale na pewno! Zima zapewne pomyliła kierunek, ale szybko się zreflektuje…. i zawróci…….. mam taką nadzieję.