Kartka z kalendarza szalonej babci

Od rana jest podenerwowana.  Czeka na ważną wiadomość. Jej myśli krążą niczym odrzutowce, raz są tu, raz biegną tam, nie może ich okiełznać. Stara się czymś zająć, pomyśleć o czymś innym, ale nie, niesforne są wciąż przy niej, jak ta uparta, natrętna mucha.
Poddaje się więc i bezwolnie zmierza do pokoju, w którym stoi komputer. Włącza go, następnie otwiera skrzynkę mailową oraz gg.

W domu panuje cisza, wszechogarniająca, pracujący są w pracy, pies po porannym spacerze drzemie na swym posłaniu, tylko ona… nosi ją z kąta w kąt, ale telefon komórkowy oczywiście ciągle przy niej. Czeka…

Czas wlecze się niemiłosiernie, jak woda pod górę… dopiero dziewiąta? O rany, a co będzie dziś z obiadem? Najwyżej nie będzie, nie będzie przecież w takiej chwili zajmować się tak przyziemnymi sprawami, jak gotowanie… kto by myślał o jedzeniu w takim dniu?
ale dziadek… kto wie?

Na wszelki wypadek omija kuchnię szerokim łukiem, bo i po co ma jej przypominać, że może by zająć swe ręce czymś, co zmieni też orbitę jej myśli …
sprawdza komórkę, pocztę i wiadomości na gg… cisza…
więc ona znowu w podróż do stolicy… myślami… co się tam teraz dzieje?
e, no co ma się dziać, spokojnie, wszystko będzie dobrze…

Wskazówki zegara przesuwają się leniwie do przodu… a może coś z tym zegarem nie tak? biegnie, by sprawdzić godzinę na drugim, i na trzecim, i na następnym… wszędzie ten sam czas.
Szkoda, że już nie palę – myśli sobie… papieros pohamowałby emocje, uspokoił… ale niestety, to nie wchodzi to w rachubę…

Dochodzi dziesiąta… dlaczego taka cisza, dlaczego nie ma telefonu lub przekazanej w inny sposób wiadomości…
Myśli kołaczą się  po jej głowie,  odbijają się od ściany do ściany chyba pustej zupełnie czaszki… taka dudniąca cisza tam panuje…
Strasznie nie znosi czekania, zawsze woli być w środku, kiedy coś się dzieje, takie czekanie ją zabija…

Całe szczęście, że nikogo z nią nie ma… szczęście tych „nieobecnych” oczywiście… jest świadoma, jaka potrafi być w takich sytuacjach… nieznośna? no, delikatnie powiedziane…

A może są jakieś … nie, nie, wszystko będzie dobrze, musi być dobrze…
ale na wszelki wypadek biegnie przed wiszący na ścianie malutki obrazek Matki Boskiej z Dzieciątkiem…hm, jak trwoga to Boga…trochę tym onieśmielona szepcze…

Pod Twoją obronę uciekamy się do Ciebie
Święta Boża Rodzicielko,
naszymi prośbami nie racz gardzić…

A, i jeszcze do swojego patrona…
św. Ojcze Pio, nie proszę o siebie, ale czuwaj nad nimi…

Już lepiej, troszkę się uspokoiła.
Ociężale przesuwają się wskazówki zegara… dalsze pół godziny minęły, a tu nadal cisza w eterze…no to trzeba postawić w stan gotowości najbliższych…
Mamo, Tato,  jesteście tam bliżej, proście… bo mój głos widać nie dociera z daleka, pilnujcie, aby wszystko było w porządku…czuwajcie nad nimi
chwila skupienia i … dzwonek telefonu przerywa ciszę…

Już jest !!!  wszystko w porządku! Mama i córeczka czują się dobrze. Mała waży … mierzy…później zadzwonię… a, wyślę zdjęcie na skrzynkę….
to dzwonił przejęty bardzo swą nową rolą TATUŚ.

Jest 15 listopada, czwartek, godzina 10.46. Siedzi nadal przed komputerem, napięcie  schodzi z niej  bardzo  powoli… jak powietrze z nadętego do granic wytrzymałości balonu.
Dociera do niej wreszcie … jest BABCIĄ!
Tak, prawdziwą babcią, i to już po raz drugi w tym roku… czyli jest babcią 200-procentową.
Siedzi, ryczy jak bóbr, łzy jak grochy spływają po policzkach… Jest taka szczęśliwa.

W pośpiechu dziękuje Wszystkim wzywanym na pomoc, nikogo nie pomija, uśmiecha się do nich z wielką wdzięcznością, przepraszając równocześnie swoich Rodziców za to, że prośba skierowana do Nich była trochę… rozkazem? /wie, że rozumieli jej emocje i się nie gniewają/.
Później wchodzi na swoją skrzynkę mailową i odbieram pocztę, a tam…
jej  oczom ukazuje się śliczna kruszynka, o przeraźliwie jasno niebieskich oczkach…

* * * * * * *

Nie, nie, nie zostałam teraz ponownie babcią… Te wszystkie przeżycia to wspomnienia szalonej babci, które miały miejsce 7 lat temu, a ich sprawczynią był nie ktoś inny, tylko moja wnuczka, dziś już 7-letnia  gify imiona  Nie do wiary!


Bądź jasnym promieniem

dla tych, co słońca nie znają.
Żyj zawsze czynem – nigdy marzeniem
i niech Cię ludzie kochają.

Zdrowia, szczęścia, pomyślności,
w każdej chwili moc radości.
Niech Ci pachną kwiaty, drzewa
i niech wszystko „sto lat” śpiewa!

 Nie tylko życzenia
dla Ciebie mamy
również tysiąc całusów
bo Cię Kochamy!

gify buziaki

 

Światełko do nieba


Tu jest pamięć i tutaj świeczka.
Tutaj napis i kwiat pozostanie.
Ale zmarły gdzie indziej mieszka
Na wieczne odpoczywanie (…)

Smutek to jest mrok po zmarłych,
Ale dla nich są wysokie, jasne światy.
Zapal świeczkę.
Westchnij (…)
Odejdź pełen jasności skrzydlatej

/J. Kulmowa, „W zaduszki”/

Ale my nie chcemy, by po naszych bliskich pozostał mrok, gdy Oni tam w jasności. Zwłaszcza w dniu Ich święta. Wszak dzień Wszystkich Świętych to dzień, w którym wszyscy, którzy już nas opuścili świętują, tak, tak, świętują.
Rozsiedli się  wygodnie w niebieskich komnatach i radują się, spozierając od czasu do czasu na ten ziemski padół.
Wierząc głęboko, że wszyscy moi bliscy są już razem i radują się wspólnie, postanowiłam też przeżyć ten dzień w miarę… pogodnie i radośnie.
Zachowując bowiem całe bogactwo miłych wspomnień z czasów, kiedy Oni byli jeszcze razem z nami, wspomnień przetykanych niekiedy melancholią i tęsknotą, można i trzeba się również w tym dniu radować, radować w przekonaniu, że choć w części łączymy się z Nimi, towarzyszymy Im i cieszymy się razem z Nimi.
Wszak spędzenie tego dnia nie tylko na koncentrowaniu się na przeszłości, ale też przeniesienie dobrych wspomnień w czas teraźniejszy, to również wyraz pamięci i oddania czci i szacunku zmarłym, naszym Zmarłym.

Dzień jesienny tak cicho
Jak liść zżółkły opada;
Złoto ma z października
Smutek ma z listopada.

I w ten smutek złotawy,
I w ten płomyk zamglony
Przybrały się Zaduszki
Jak w przejrzyste welony.

Płoną świeczek szeregi,
Płoną świeczek tysiące,
Powiewają płomyki
Zamyślone i drżące.

Więc płomykiem jak dłonią,
Dłonią ciepłą i jasną,
Pozdrawiamy tych wszystkich,
Których życie już zgasło.

/Hanna Łochocka „Płoną świeczki” /

 

Babie lato

Babie lato

Biedronki i żuki fruwają,
Babie lato podziwiają.
A woda? – Szumi w dolinie.
A rosa? – Lśni na pajęczynie.
A wiatr? – Gwiżdże po lesie.
A drzewo? – Echo niesie.

/źródło tutaj/

Wielokrotnie już narzekałam, jak to nie lubię jesieni, że powinnam zapadać w sen zimowy jak niedźwiedź i budzić się dopiero wiosną, że kocham wiosnę i to bardzo.

W tym roku jesień nadeszła słotnie i błotnie, ale trwało to bardzo krótko.
Od pewnego już czasu jesień zrobiła się taka „letnia”, pełna słońca i ciepła, drzewa rozkoszują się taką aurą i wcale nie są chętne pozbywać się swoich letnich ubiorów, ba, nawet niechętnie zmieniają kolor swoich szat, co czynią zawsze.
Stoją pyszne, wyprostowane i kołyszą leniwie swoimi zielonymi „czuprynami”, niekiedy lekko żółtymi, rzadko lekko czerwonymi.
Patrzę tak na nie z okna swojego mieszkania i myślę, że bardzo przypominają „opolskie paradnice”, w swych kolorowych spódnicach, no może postawione tyko na głowie, ale czy wszystko czasem nie jest stawiane na głowie?

Nawet ja chyba stoję tej jesieni na głowie, bo nie tylko jeszcze nie „zapadłam w sen zimowy”, to zachwycam się kolorami tej jesieni, wstającym każdego ranka słoneczkiem, nieśmiało wędrującym niziutko, z uśmiechniętą lekko buzią, każdym kwiatuszkiem, który spóźniony zakwitł dopiero teraz.

Pamiętam kiedy byłam dzieckiem, lubiliśmy /wczesną jesienią właśnie/ wynajdywać w trawie poziomki. Były duże, czerwone, choć jakby mniej pachnące niż latem.
Mama wtedy mówiła – to śpiochy! i żartowała – nie jedzcie ich, bo też staniecie się wielkimi śpiochami.
Ale nie mam nic przeciwko takim urokliwym śpiochom, jak te. Ot, trochę lata jesienią.
nagietkowe śpiochy nagietkowe śpiochy zerwane w ogródku

Czy można jednak spać, gdy wokół wszystko tętni jeszcze życiem?
W taką pogodę największy raj mają pająki, te duże i te malutkie. Ale jest to też dla nich bardzo pracowity okres. Uwijają się i przędą, przędą długie, cienkie nitki, które potem unoszą się w powietrzu, a najwięcej ich widać tuż nad ziemią. Czy może być coś piękniejszego niż taka siateczka misternie utkana, lekko pokryta poranną rosą?
Nie! Bo to ZŁOTA POLSKA JESIEŃ !!!
To BABIE LATO właśnie.

* * *

Idąc przed siebie horyzontu linią
Wśród łąk i ściętych zbóż
Oczarowany rzekł chłopiec dziewczynie
Spójrz w niebo, w niebo spójrz.

Już babie lato snuje się dokoła
Jakby ktoś zgubił srebrnych nici zwój
Już babie lato oplatając zioła
Szyje jesieni kolorowy strój.

Lato zdziwione w zwierciadle jeziora
Ujrzało swoją twarz
I zrozumiało, nadeszła pora,
Odejścia nadszedł czas.

Drzewa ubrane w anielskie włosy
Szumiały smutny song
Dawno zniknęły pożółkłe kłosy,
Bujna zieloność łąk.

/źródło –  tutaj/

 

Zaduszki Zwierzęce

Dzisiaj – w pierwszą niedzielę października przypada nieoficjalne święto – Dzień Pamięci o Zmarłych Zwierzętach, czyli Zwierzęce Zaduszki.
Dzień ten nie został wybrany przypadkowo.
Na 4 października przypada bowiem Dzień Św. Franciszka z Asyżu, patrona wszystkich zwierząt, a także Światowy Dzień Zwierząt.
Ponadto począwszy od 4 października  obchodzony jest Światowy Tydzień Zwierząt. Pierwsza niedziela po Dniu Św. Franciszka w tym właśnie tygodniu, to  Zwierzęce Zaduszki.

Nie wiem jak inni, ja dotąd nie wiedziałam tego, nigdy nawet o tym nie słyszałam. Aż do niedawna, kiedy przyszło nam pożegnać naszego przyjaciela.
Tak, przyjaciela, bo nasz Aksel oprócz tego, że był kochanym psiakiem, był naszym przyjacielem.
I nie da się ukryć – zajął w naszych sercach sporo miejsca, i zajmuje nadal, choć już nie ma Go z nami.
Stąd też tak ważna jest pamięć o Nim, a skoro pamiętamy niemal każdego dnia, nie mogło nas nie być blisko w ten Dzień Pamięci o Zmarłych Zwierzętach, w dzień Zwierzęcych Zaduszek. Więc byliśmy.

Zresztą nie jesteśmy w tym odosobnieni.
Nagrobki, piękne słowa na tablicach, zabawki, wiatraczki, znicze, kwiaty /niektóre bardzo pokaźnych rozmiarów, jak w sąsiedztwie nagrobka naszego psiaczka/… tak prezentuje się cmentarz, na którym pochowaliśmy w maju naszego Akselka.

Jestem przekonana, że przyczajony na swym obłoczku przyglądał nam się dziś z góry i sprawdzał, czy jesteśmy… tak jak sprawdzał nas, czy jesteśmy ciągle przy nim w ostatnich godzinach swego życia…

P.S.
A co zrobił, kiedy już nas dojrzał?
Radości nie było końca… przechylił główkę figlarnie na bok, jedno uszko do góry, drugie jakby klapnięte w dół, a ogonek… och jaki merdający, jak szybko merdający… zawsze tak robił, kiedy się cieszył, dziś też się cieszył, aż cały obłoczek kołysał się rozkosznie… tańczył….
Tańczący obłoczek!

Żegnaj lato

Dziś ostatni dzień lata, buuuuu…
Jestem taka smutna, tak nieszczęśliwa… nie lubię jesieni, nie lubię i już… nawet tej złotej… ale za oknem wcale się nie złoci… na razie… jest nawet jeszcze zielono, ale leje i wieje…gołym okiem widać – lato odchodzi…
Jutro zaczyna się już kalendarzowa jesień, także astronomiczna – nastąpi zrównanie dnia z nocą.
Nie pozostaje nic innego jak pożegnać go /lato/, a może i zaśpiewać… a co tam, zaśpiewajmy więc:

* * *
Do trawy na łąkach,w zaloty idzie wrzos,
a muchy po kątach coraz częściej śpią.
Z tych znaków wokoło wywróży każdy sam,
że wracać do domu czas – lato, żegnaj nam!

Żegnaj lato na rok, stoi jesień za mgłą,
czekamy wszyscy tu, pamiętaj, żeby wrócić znów.
Żegnaj, lato na rok, stoi jesień za mgłą,
czekamy wszyscy tu, pamiętaj nas i wracaj znów.

Choć w morzu i w rzece jeszcze kąpią się,
to słońce po niebie co dzień skraca bieg.
Znów jabłka na targu są tak tanie, jak barszcz,
korzystaj z ostatnich chwil, konfitury smaż.

Żegnaj lato na rok. . . itd.

Patrz! Dzieci do szkoły kasztanów niosą kosz,
a w parku powoli czerwień przejdzie w brąz.
Nim z deszczu na szybę gdzieś poleci kilka łez,
na oścież otworzy drzwi „Klub Opuszczonych Serc”.

Żegnaj lato na rok. . .
aster

/piosenka Zdzisławy Sośnickiej – Żegnaj lato na rok/

Jak statki na niebie…

Jak statki na niebie, la la la… ale tym razem nie będzie to piosenka zespołu De Mono, lecz będą to statki a’la kanapki, a raczej kanapki a’la statki.
kanapki jak statki

Są cudne, wykonane tak… misternie, widać, że przygotowały je malusie rączki, zgrabne paluszki.
Wyglądają bardzo efektownie i smakowicie.
Już na sam ich widok wraca apetyt, utracony być może w wyniku stresów, nabytych po pierwszym styku ze szkołą po wakacjach /dla niektórych był to w ogóle pierwszy kontakt ze szkołą/.

Ale „nie taki diabeł straszny, jak go malują”… ta szkoła … a z pewnością tak będzie, jeśli brzuszki będą pełne, posiłki dla dzieciaczków będą zdrowe, kolorowe, pełne fantazji, a kiedy jeszcze zostaną przygotowane przez same dzieci, to już tylko zajadać, aż uszy będą się trzęsły.
Mniam, mniam, mniam…

Te kanapki przygotowane zostały samodzielnie przez Julię, rozpoczynającą właśnie edukację w szkole, czyli … 7-latkę.
kanapki jak statki

A co będzie za lat kilka, kilkanaście? rośnie konkurencja, oj rośnie, ale babcia jest bardzo dumna i szczęśliwa, że taka zdolna „bestia” rośnie, kulinarnie i plastycznie i artystycznie.
I już wiem, kto będzie być może korzystał kiedyś z zapisków mojego bloga!
a może nawet będzie jego kontynuatorką?

Zdjęcia zamieszczam z nadzieją, że będą inspiracją dla odwiedzających mojego bloga mam czy babć, jak przygotować, bądź pomóc dzieciom w przygotowaniu takich ślicznych kanapek i kolacja już gotowa.
Inwencja twórcza wielce pożądana.

Dzień Matki

Matka, Mama, Mamusia…
Mojej już przy mnie nie ma… nie ma od bardzo, bardzo dawna… tak mi czasem Jej brakuje…  dotyku Jej spracowanych rąk…  spojrzenia jasnych, niebieskich oczu…
Nie mogę Jej dziś złożyć życzeń, przytulić się…

Napotkałam jednak w sieci piosenkę, którą chcę zadedykować mojej ukochanej MAMIE, może usłyszy?

Mamo wróć – Krzysztof Koniarek
https://www.youtube.com/watch?v=EZtR1HNvFFU&feature=kp

Gorycz Twych dni i nieustannych łez
pozostał mi gdy opuściłaś Mamo mnie,

Ref. Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie, brak Twych słów i ciepła Twych rąk,
lecz Ty pewnie wolisz być w niebie, a tu jest pusty kąt.
Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie, czy powrócić wolno Ci tu,
lecz Ty pewnie wolisz być w niebie, chociaż ja – proszę WRÓĆ.

Jak mewy głos co w górę wznosi się,
tak Mamo ja do chmur się wzbiję i krzyknę że…

Ref. Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie, brak Twych słów i ciepła Twych rąk,
lecz ty pewnie wolisz być w niebie, a tu jest pusty kąt.
Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie, czy powrócić wolno Ci tu,
lecz Ty pewnie wolisz być w niebie, chociaż ja – proszę WRÓĆ.

Ach gdybym mógł tak wyżej unieść się…
do raju bram, zapukać i zawołać, że…

Ref. Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie, brak Twych słów i ciepła Twych rąk,
lecz ty pewnie wolisz byc w niebie, a tu jest pusty kąt.
Tak mi Mamo jest smutno bez Ciebie, czy powrócić wolno Ci tu,
lecz Ty pewnie wolisz byc w niebie, chociaż ja….proszę WRÓĆ.

Bo ja mam swój intymny mały świat…

Niepostrzeżenie dla mnie mija już maj, a wraz z nim moja najukochańsza pora roku zbliża się ku końcowi.
Tak wiele miesięcy czekałam na ten czas, a gdy nadszedł, nie zauważyłam tego?
o rany, przekwitły już nawet moje ukochane bzy…
Teraz dopiero budzę się z letargu…
budzę się i widzę siebie… czy to ja? naprawdę ja?
To ja, niby ta sama, ale już nie taka sama… widzę jakby dwie różne osoby /nie chcę powiedzieć, że występuję pod dwoma postaciami/.

Jedno „ja” to dusza ciągle jeszcze radosna, rozmarzona, roześmiana, napełniona tęsknotą za wszystkim, co było piękne w życiu.
Dusza pełna dobroci, otwarta na wszystko i wszystkich, chętnie dzieląca się każdym dobrem /jakimkolwiek/ ze wszystkimi, wypełniona po brzegi chęciami, marzeniami, że może jednak … Dusza pełna spokoju, ukojona ciszą…
Ale ta cząsteczka jest niewielka, ba, jest coraz mniejsza, jest już maciupeńka.

Drugie „ja” mej duszy to jak burza… pełna grzmotów, piorunów, błyskawic…czasem przebłysk słońca… na chwilkę… to jak rwący potok górski po ulewnych deszczach… to jak nie okiełznane konie, które wystraszyły się czegoś, wyrwały wodze z rąk woźnicy i pędzą na oślep przed siebie…
Ta cześć mej duszy jest pełna goryczy, niespełnionych nadziei, marzeń…często jakaś pogubiona, nie znająca dalszej drogi, nie znajdująca drogowskazu…
niekiedy wydaje się być wypalona do cna…jak po ogromnym pożarze…
czasem tylko cichutko załka, rozżali się na chwilę, czasem zdziwi się, że są jednak obok ludzie, którym coś się chce… snują plany, zazdroszczą, plotkują, marzą…

No cóż… jestem rozdarta wewnętrznie jak… jak rozdarta sosna w zakończeniu powieści Stefana Żeromskiego „Ludzie bezdomni”…dziwne, że ciągle pamiętam to zakończenie, że tak wryło się w moją pamięć… tyle lat minęło, a ja …
Jest jednak mała różnica – tam rozdarta sosna była symbolem rozdarcia wewnętrznego bohatera – Tomasza Judyma, który musiał wybierać między miłością i szczęściem u boku kobiety, a realizacją zobowiązań wobec społeczeństwa.
Ja nie mam takich dylematów, nie muszę dokonywać takich wyborów, żadnych już nie muszę… ja jestem rozdarta wewnętrznie w swoim małym świecie, zamkniętym, niedostępnym dla innych, tylko ja i moje „rozdarcie”, i mój krzyk, którego i tak nikt nie usłyszy…
Aby ocalić choć resztki… choćby okruchy mojego pierwszego „ja”, uciekam myślami w swój intymny, mały świat… tam czuję się dobrze… bezpiecznie… tam żyję, po prostu żyję…

a słowa tej piosenki są jakby o mnie…

…………….

Ludzie mają dziwne marzenia
Dziwne troski, życzenia dziwne
Ponoć mają serca z kamienia
Zimne nosy i ręce zimne

Bardzo często głowy nie mają
W zamian długie i cięte języki
Uszy w ścianach, w oczach ogniki
Swoje nerwy na wodzy trzymają.

A ja mam swój intymny mały świat
Hen za morzem smutków, za górami marzeń tam.
Wiedzie doń zagubionych ścieżek ślad
Senne półksiężyce mogą wskazać drogę wam,

Idę więc z mojego świata do was tu
Niosę wam z mojego świata barwę kwiatów
Bo ja mam swój intymny mały świat
Senne półksiężyce mogą wskazać drogę wam.
………………

                                                       Mój intymny świat /Iga Cembrzyńska/

Tańczący obłoczek

Axel

15 lat temu z małym okładem, syn zrobił wszystkim małą niespodziankę, a mianowicie odwiedził schronisko dla zwierząt i wrócił … z pieskiem.
Przyniósł go na rękach, obaj obłoceni po pachy. Prosto ze schroniska pojechał z nim bowiem do weterynarza /lecznica „Jamnik”/ w celu dokonania wymaganych szczepień, a kiedy wyszedł z nim na zewnątrz, piesek natychmiast poczuł smak wolności i … długo potem ścigali się nad brzegiem rzeki w wiosennych roztopach, bo był to ostatni dzień zimy – 20 marca 1999r.

Piesek – wilczek, miał cztery miesiące. Był mieszańcem o raczej ciemnej maści /grzbiet ciemny, brzuch jaśniejszy/, szczuplutki, filigranowy wprost, na szczupłych łapkach, no i przede wszystkich bardzo ruchliwy, „żywe srebro” wprost.
Biegał po domu, jakby chciał wszystko i wszystkich poznać od razu… taki był ruchliwy… zawsze taki był, tak … zawsze, przez całe swoje życie.

Nazwaliśmy go Axel.
Przez 15 lat wspólnego przebywania zżyliśmy się bardzo i poznaliśmy się w każdym szczególe, nie było niespodzianek, wszystko można było przewidzieć, każde zachowanie, każdą reakcję w danej sytuacji.
Piesek dożył z nami sędziwego wieku, bo 15,5 roku u psa to odpowiednik 103 lat u człowieka, ale 2 maja 2014r./piątek/ o godz. 23.24 postanowił już nas pożegnać.
A co będzie siedział ze „starymi”.
Wyrwał się znowu na wolność, siadł na mały obłoczek i popłynął na nim w przestworza. Teraz zapewne gania sobie /już bez smyczy/ po ukwieconych niebieskich łąkach, merdając rozkosznie ogonkiem i węsząc, czy aby nie napotka kogoś znajomego, może nawet ulubioną jamniczkę z sąsiedztwa, która już tam jest?

Nam teraz trochę smutnawo, trochę pustawo się zrobiło, ale skoro Jemu jest dobrze, to niech tak będzie.
Hasaj więc sobie piesku, rozkoszuj się wolnością, podziwiaj piękne widoki, a spójrz czasem w dół na „starych”, pomachaj ogonkiem, aż obłoczek się rozkołysze.
I taki widok „tańczącego obłoczka” musi nam teraz wystarczyć…

A nie mówiłam?

Jak co roku bacznie obserwuję z okien swojego mieszkania rosnące przy ulicy wierzby. Robię to każdego roku kiedy tylko mam już dość zimy, a ponieważ nie jest to moja pora roku, obserwacje zaczynam  – w zasadzie – gdy tylko minie okres świąteczny, choinka zostanie „zesłana” na przymusowy odpoczynek, a ja zaczynam myśleć o następnej porze roku.
Ten rok do wyjątków nie należy. Patrzyłam więc każdego dnia, jak nie przymierzając sroka w przysłowiową kość, patrzyłam błagalnym wzrokiem, jakbym chciała zaczarować świat, odmienić porę roku i spowodować tym swoim patrzeniem, że w moich wierzbach soki zaczną krążyć, a gałązki zaczną przybierać żywą, jasno-żółtą barwą na znak, że budzą się do życia.
I wreszcie jest! moje wierzby zaczęły żyć!
Obwieściłam zatem komu tylko powinnam, że zimy już nie będzie, że już wiosna itd.
I co? wszyscy z politowaniem patrzyli na mnie… w połowie lutego marzy ci się wiosna? zima jeszcze pokaże co potrafi – odpowiadali.
Ale ja nie odpuszczałam. Nie chcecie, to nie wierzcie, ja wiem, że wiosna tuż, tuż, czuję to w powietrzu. Zawsze czuję w powietrzu wiosnę, tak jak i zbliżającą się jesień. I mam już dowody na moją wiosnę.

Dwa dni temu wybraliśmy się na działkę, ot tak tylko zobaczyć co się dzieje.
I oto dowody rzeczowe na to, że wiosna już jest:

przebiśniegi
przebiśniegi   przebiśniegi

krokusy
krokusy   krokusy

pierwiosnki
pierwiosnki   pierwiosnki

a tu przylaszczka i barwinek
przylaszczka   barwinek

i wdzięczące się stokrotki
stokrotka   stokrotka