Zima? zima? zima? ach to ty!

zima-26.1.14

Nie jestem miłośniczką zimy, choć lepsza niż jesień, ale najbardziej lubię wiosnę.
I już miałam nadzieję, że w tym roku zima jakoś tak przejdzie bokiem, skoro nie zawitała ani w grudniu, ani w dwu pierwszych dekadach stycznia nie zawitała.
Ale przysłowie mówi – nadzieja matką głupich… no może nie aż tak, ale z pewnością matką naiwnych tak. Bo jakże można było liczyć, że w naszym klimacie nie będzie zimy?
zima-26.1.14    zima-26.1.14
Ale co ma wisieć – nie utonie!
Przyszła ni stąd, ni zowąd, ale jak nagle, jak z zaskoczenia… na początek zaatakowała północ kraju, mrożąc padający deszcz do tego stopnia, że stanęły pociągi, a ulice i place zamieniły się w olbrzymie lodowisko. Potem zaczęło sypać śniegiem i pod koniec miesiąca jest już biało, zimowo i bardzo mroźnie brrrrr.
zima-26.1.14   zima-26.1.14

I co w tej sytuacji mam zrobić? Pokochać zimę z jej wszystkimi konsekwencjami? mrozem, zimnym, przenikliwym wiatrem, szczypaniem w nos?
zima-26.1.14   zima-26.1.14
O nie, nigdy!
Wolę wiosnę, tęsknię za nią strasznie, więc pójdę na spacer do mojego „ogrodu” na tym blogu i już przeniosę się w moją krainę szczęśliwości, do mojego raju.
Och, jak tu pięknie, jak pachnąco, jak radośnie, wszystko budzi się do życia.

Wszystkich chętnych na wspólny spacer zapraszam także, wystarczy kliknąć tutaj.

Dzień Babci i Dziadka

Dzień Babci i Dziadka
Rok przeleciał jak z bicza strzelił… znowu styczeń i wiele, wiele imprez, ale jest jedna ważna bardzo – to święto wszystkich Babć i Dziadków.
Łza się w oku kręci, kiedy patrzymy na te nasze pociechy – wnuczęta …
Jakże urosły te nasze Wnuczki, jak wydoroślały, jak pięknie śpiewają i wierszyki deklamują, a i jak tańczą…
Są takie cudne, takie urocze i szkoda tylko, że i babcia też przez ten rok „wydoroślała” i „urosła”.
Ale co tam, najważniejsze dziś są Wnusie!!!

Pierw występy w przedszkolu, wierszyki, piosenki i na koniec głośno odśpiewane
100 lat!
Dzień Babci i Dziadka   Dzień Babci i Dziadka
No i spełni się, będą babcie i dziadkowie żyli do setki, bo jakże miałoby być inaczej.
Potem prezenty…
piękne kwiaty żywe
Dzień Babci i Dziadka

i własnoręcznie zrobione
Dzień Babci i Dziadka

czyż nie słodkie?

a laurki? urocze ! czyż nie ?
Dzień Babci i Dziadka
dzień B i D 2014  dzień B i D 2014
dzień B i D 2014  dzień B i D 2014

Dla takich chwil można się już nawet postarzeć, zmienić kolor włosów na srebrny, czy „pozyskać” kilka kilogramów.
A potem ściskać z całych sił obie Wnuczki razem i każdą z osobna… niech się chowają zdrowo i będą dumą swoich Rodziców, a przy okazji trochę dumy „skapnie” też babciom… i dziadkom także.
Dzień Babci i Dziadka

Szczęśliwego Nowego 2014 Roku!

Nowy Roczek ku nam zmierza, poprzez morza, góry, lasy,
oby przyniósł dużo zdrowia i w budżecie więcej kasy.

gify noworoczne

Niech taneczny, lekki krok, będzie z Wami cały rok, niech prowadzi Was bez stresu od sukcesu do sukcesu.
Niech na co dzień, nie od święta, buzia będzie uśmiechnięta.
Niech też zdrowie tęgie będzie i kasiory niech przybędzie.
Niechaj łaski płyną z nieba, tyle ile będzie trzeba.
gify noworoczne

W Nowym Roku życzę Wszystkim 12 miesięcy zdrowia, 52 tygodni szczęścia, 8760 godzin wytrwałości, 525600 minut pogody ducha i 31536000 sekund miłości!
Do Siego Roku…!

 

1 urodziny Almanki

Nawet się nie obejrzałam, a tu 15 grudnia minęła pierwsza rocznica mojego blogowania. A wszystko zaczęło się tak pół żartem, dzięki mojemu Synowi, który pierw wpadł na pomysł utworzenia bloga, potem nauczył mnie  raczkować po nim, a teraz … już jako roczniak chodzę i to prawie bez „trzymanki”.

I aż dziw bierze kiedy patrzę, ileż tego przez rok spłodziłam…. I kiedy tak dziś przeglądam strony, to aż wierzyć mi się nie chce…. ten wpis ma nr 700 !!!
To nie do wiary wprost.
I nie są to tylko same przepisy, bo i porady, i okazy z mojego ogrodu, i złote myśli, i wspominki różne, i wiele jeszcze rozmaitości, wszak blog nie bez powodu nosi nazwę Almanka w kuchni i …

Jakże tajemniczo brzmią te trzy kropeczki po i
bo ja sama jestem wielką tajemnicą, bezdenną głębiną, bezkresna dalą, nie rozpoznaną do końca istotą, ale zawsze otwartą księgą…
I kto to wie, kto może odgadnąć, przewidzieć, co w tej mojej starej głowinie jeszcze się zrodzi?! Wszystko się tu jeszcze może wydarzyć!

Nikt o tej rocznicy nie pamiętał, ja zresztą też…
Ale lepiej późno niż później, więc dziś wznoszę toast za pomysłodawcę stworzenia bloga, za małą jeszcze garstkę – ale jednak – odwiedzających mnie tutaj, no i za siebie samą – chwilo trwaj, a nowe pomysły wpisów niech wyrastają jak grzyby po deszczu w … brzezińskich lasach.

  gify cyfry         gify litery

Obietnice bez pokrycia

Rok temu obiecałam sobie, że na następne święta przygotuję wszystkiego o połowę mniej, że będzie spokojniej, mniej tłoczno na stole i w lodówce, a żołądek będzie mógł pracować na normalnych obrotach.
I co z tych obiecanek? a nic, zgodnie z powiedzeniem – obiecanki cacanki a ….. lepiej nie kończyć.
Ale niby nic takiego się nie przygotowuje, a potem uzbiera się tego cała masa…
no bo barszcz z uszkami być musi, a pierogi? no też i to 3 rodzaje, a i ryba smażona, no i tradycyjnie po grecku też, bez śledzi też się nie obędzie i to w 3 wersjach, żeby każdemu dogodzić, i gołąbeczki z kaszą i grzybami być muszą, wszak czeka się na nie rok cały…a kapusta z grzybami … nie może jej zabraknąć, bez grochu wszakże ze względów dietetycznych…a kompocik z suszu pyszny i wspomagający trawienie?
musi być…. a kutia…. była, choć ostała się nie tknięta, biedaczka, zapomniano o niej, nie wjechała nawet na stół, bo cichutko stała sobie w kącie kuchennego stołu….

No, żadnych zbędnych potraw nie było, wszystko, żeby tradycji stało się zadość….
Po takim obżarstwie to i kolędować nie ma siły…. ale wspominki, jak to mój Tata zaczynał zawsze śpiewanie Bóg się rodzi sprowokowało do podśpiewywania… bo trudno to nazwać kolędowaniem.

I tak dziś, kiedy już nastała cisza, umilkł zgiełk i śmiechy moich wnuczek myślę sobie – dawniej to były święta, dawniej to były przeżycia, dawniej to się kolędowało… a teraz? nawet zimy i śniegu za oknami nie ma, więc jak tu przeżywać Boże Narodzenie?

Szalony tydzień???

Ani się obejrzałam, a znowu święta Bożego Narodzenia, znowu nawał pracy, tyle rzeczy jeszcze do zrobienia, został już tylko  tydzień, a tu dni jak szalone uciekają jeden po drugim.
W tym roku jakoś – przynajmniej na razie – nie odczuwam, że się zbliżają.
Jakaś taka jestem ociężała, działam bez skonkretyzowanego planu, harmonogramu. Nawet moja córka zwróciła na to uwagę, mówiąc kilka dni temu – jak to? nie masz jeszcze ustalonego menu? listy zakupów? to nie jest podobne do ciebie! Mamo, weź się w garść!
No to się biorę! ściślej – wzięłam się!

Pamiętam dobrze czasy, kiedy moje koleżanki pakowały się i spokojnie wyjeżdżały z dziećmi do swoich mam na święta. Jechały na wszystko już gotowe, a ja…?
Ja zakasywałam rękawy i zaczynałam dopiero przygotowania… całe wieczory, a i większą część nocy… gdy już dzieci poszły spać… Kiedy były „na chodzie” nie bardzo można było cokolwiek zrobić w zakresie przygotowań świątecznych…
Jak ja wówczas strasznie zazdrościłam tym moim wyjeżdżającym przyjaciołom…
ja nigdy nie jechałam, bo już Mamy nie miałam.

I wtedy właśnie zrobiłam sobie takie mocne postanowienie – dopóki będę żyć i dopóki będę sprawna fizycznie, zawsze Wigilia i inne ważne święta będziemy obchodzić u mnie, ja będę wszystko przygotowywać, aby moje dzieci miały to, czego ja nie miałam, aby mogły przyjść i zasiąść przy stole, na którym znajdzie się już wszystko przygotowane.

I tak powinno być…
Rodzina to ważna rzecz, a kto ma ją tworzyć jak nie matka?  kto powinien dbać o utrzymanie tego ogniska domowego, o scalania jej członków?
Nikt inny – tylko matka.
Więc cieszę się, że mam to szczęście i mogę takie przygotowania czynić… moja Mama tego szczęścia nie miała…
Oby dane mi było jak najdłużej brać udział w tej przedświątecznej krzątaninie, nawet jeśli czasem trochę zakres prac przekraczał będzie moje siły, to i tak będzie to wielkim moim szczęściem.

Ale dość tych rozważań …..

Czas zabrać się za pieczenie ciasteczek, makowników, serników, miodowników, przygotowania uszek, pierogów, śledzi, ryb i różnych innych smakołyków.
Bo idą święta! naprawdę idą święta!
………………………..
Hej ludzie, idą święta.
Świeci gwiazda uśmiechnięta.
Znowu jest w prezentach cały świat.
Hej ludzie, idą święta.
Niech się otwierają serca.
Zacznie się od nowa liczyć czas.   

Śnieg cicho pada,
jakby ktoś świat pudrował.
Nie patrz na innych,
sam coś zrób, by nikt nie był sam.

/Varius Manx – Hej ludzie, idą święta/

Jest taki dzień…

Nie lubię tej daty… 2 grudnia… dzień niby jak każdy inny, a jednak nie… Kiedy wracam we wspomnieniach wiele lat do tyłu to cóż widzę…
w tym dniu odszedł na zawsze mój Tata…. i jest mi za każdym razem tak źle, tak przykro… wszyscy kiedyś odchodzą, wiem  to… ale jest mi strasznie smutno i przykro,  bo nie było mnie wtedy przy Nim…
Mimo, że od tego dnia minęło już sporo lat, ciągle mam żal…
żal do siebie, że nie miałam żadnego przeczucia nawet, że nadchodzi ten moment…
ale i żal do Taty…i zadaję sobie nieustannie pytanie – jak mogłeś mi to zrobić Tato? jak mogłeś nie poczekać, tylko odejść ot tak, bez pożegnania?

A może wcale nie odszedłeś daleko? może jesteś zawsze przy nas, tylko teraz niewidzialny?
czuwasz jak zwykle, czy wszystko w porządku? czy niczego nam nie brakuje?
może teraz też przemycasz dla nas  jakieś  drobinki szczęścia?
a ja niewdzięczna tego nie zauważam?
Może….

Pamiętam do dziś, jak  zawsze odprowadzałeś mnie do autobusu, kiedy wyjeżdżałam „na studia”, jak się troszczyłeś, czy wszystko mam, czy niczego mi nie brakuje i zawsze wsuwałeś mi do kieszeni ówczesny banknot 50-złotowy /pamiętam, był zielony/,  uciułany zapewne,  zaskórniak schowany na czarną godzinę …

Ależ Tato, mam pieniądze, przecież już mi Mama dała…
Wiem, wiem – odpowiadałeś, ale to masz dodatkowo na drobne wydatki.

I miałeś taką szczęśliwą minę, kiedy Ci dziękowałam, aż oczy Ci się śmiały…
Raz odmówiłam, ale wtedy bardzo się zasmuciłeś….widziałam, jak Ci było przykro… wtedy sobie obiecałam, że już nigdy więcej …  potem nigdy już nie odmawiałam.

Teraz mieszkasz sobie „na wysokościach” i wiem, że nadal czuwasz, czy mi niczego nie brakuje. Wiem to na pewno!
I mam taką nieśmiałą prośbę …. czuwaj nad nami nadal… raduj się z nami kiedy jest ok i wspieraj kiedy jest gorzej…
A ja… widzisz? uśmiecham się do Ciebie, macham swą łapką i … wiem, że już hulasz po „niebieskich salonach”, ale jedna Zdrowaśka chyba nie zaszkodzi?

odpoczywaj w pokoju Tatku  http://gify.11street.pl/vardata/galeria/roze/roze038.gif  

 

 

 

 

Szczęście…

Szczęście? a co to takiego?

Na jednym z portali, na który wpadam każdego dnia /to niestety już nałóg, ale jakieś nałogi trzeba mieć/, ktoś założył wątek i zaczęła się dyskusja nad pojmowaniem szczęścia.
Czytając różne wypowiedzi zaczęłam się zastanawiać… a właściwie co to jest szczęście?

Czy szczęście to spełnione marzenia, radosne, beztroskie życie?
a może zawrotna kariera i perspektywy dalszej wspinaczki, aż na sam szczyt?
a może pełna kiesa lub jak kto woli opasłe konto?
a może … milion wygrany w Toto-lotku?

I zaraz przypomina mi się tekst piosenki – ni srebro, ni złoto, to nic….
No fakt, to nic… wszak można być bogatym i nieszczęśliwym oraz biednym i szczęśliwym.

A może duża rodzina, gromadka dzieci i wnucząt?
Tak, to daje szczęście, ale jest to szczęście ulotne, nietrwałe…
Szczęściem jest bowiem zasiąść ze wszystkimi przy jednym stole, patrzeć jak wyrośli, jacy są piękni, mądrzy, ale…
warunkiem szczęścia jest równolegle ich szczęście, to są naczynia połączone, wystarczy tylko jakieś małe nawet niepowodzenie u jednego, a czar radości i szczęścia pryska jak bańka mydlana.

I tak sobie myślę, że kiedy nawet bywały w mym życiu takie małe chwile szczęścia, to natychmiast łapałam się na tym, że boję się tych chwil, bo jakoś tak…
to tak, jakby ktoś czuwał nade mną i nie pozwalał mi się cieszyć, być choć odrobinę szczęśliwą /o pełni szczęścia to nawet nigdy nie marzyłam/, bo zaraz jakiś głos szeptał – koniec tego dobrego! wracaj do rzeczywistości, do realu!
No i za chwilę faktycznie było …buuum!  A czasem i dwa, i więcej tych buuum! było naraz.

No to co to jest to szczęście??? gdzie jest ta kraina szczęśliwości, w której nie ma już żadnych trosk i zmartwień, wszyscy są zdrowi, uśmiechnięci, radośni?
Może w snach?
E, w moich z pewnością nie… czasem są równie koszmarne …
Czyż zatem nigdy nie byłam szczęśliwa? nie znam tego smaku? nie zaznam go już nigdy?
NIE WIEM…

I taki oto fragment wiersza, znaleziony gdzieś w necie, najwierniej chyba oddaje stan moich odczuć

Gdy życie smutnym jest westchnieniem
kiedy marzenia jak źródło wyczerpane
gdy uśmiech boleści jest cieniem
słowo „nadzieja” pustym sloganem
cóż wtedy czynić z oczami jak woda?
Jak leczyć serce krwawiące?
Czy wierzyć jeszcze, czy szepnąć szkoda?
Czy martwym być na słońca promienie?!
NIE WIEM!!!

Ale wiem, że szczęście albo nosimy w sobie, albo go po prostu nie mamy… może ja należę do tej drugiej grupy?
Zatem należy jak najszybciej wcielić w życie sztukę, polegającą na tym, by cieszyć się małym, a wytrzymywać najgorsze???

1 Listopada

A choć ich życia płomień zgasł
to myśli o nich
są przecież w nas.

Smutny ten pierwszy dzień listopadowy, mimo dobrej, słonecznej pogody. Smutny, pełen wspomnień i takiej trudnej do pojęcia, do ogarnięcia tęsknoty.
Bo wydaje się jakby to było wczoraj…
Mama, o łagodnym wyrazie twarzy i Jej szczupła sylwetka krzątająca się wokół kuchni, a obok siedzący przy stole Tata, o siwych włosach… odkąd sięgam pamięcią, zawsze miał „srebrne” włosy.
A drogą zmierza Babcia, ze strony Taty, postawna kobieta i też o włosach … nie,  nie srebrnych, ale białych.
Obok wujek Andrzej ze swą żoną i gromadką dzieci, właśnie wraca z koszykiem pełnym grzybów /zapalony grzybiarz/, a dalej ciocia Bronia … ach te Jej opowieści, można było słuchać godzinami, bez jedzenia i picia nawet.
I jeszcze jedna ciocia, i jeszcze jedna, a i wujek jeszcze…
I Babcia ze strony Mamy, szczuplutka, ruchliwa bardzo, no i Dziadziuś, spokojny, opanowany, ukochany Tatuś mojej Mamy.

Wspomnienia biegną też do Rodziców mojego „połówka”, nie znałam ich, myśli muszę ograniczyć do strzępów wiedzy uzyskanej od innych.

Ale wspomnienia sięgają też czasów mniej odległych… mój ulubiony kuzyn Rysiek, a także drugi, i trzeci, i czwarty, i piąty, i kuzynki …

Wspomnienia ogarniają także przyjaciół….. i koleżanki i kolegów, z którymi pracowałam, a także znajomych…

Przeczytałam gdzieś, że 1 Listopada – Dzień Wszystkich Świętych, to dzień radości, dzień, w którym Ci którzy odeszli, są już w niebie i świętują, zaś 2 Listopada – Dzień Zaduszny /Zaduszki/ to dzień poświęcony tym, którzy są jeszcze w czyśćcu, jeszcze nie doszli do celu, jeszcze oczekują wsparcia poprzez modlitwę.
Głęboko wierzę, że wszyscy moi bliscy już dziś świętują.