Czasem coś mnie „nosi”, chodzę z kąta w kąt, nic mi się nie chce, nie mogę sobie wprost znaleźć miejsca do zakotwiczenia się. I wtedy, choć początkowo niechętnie, wchodzę do kuchni. A jak już wejdę, to szybko nie wychodzę… robię różne rzeczy, wszystko na raz… tu coś kroję, tam gotuję, tam jeszcze smażę, a w piekarniku piekę… działam jak robot wielofunkcyjny… praca wre, wszystko kipi, skwierczy, przy okazji coś się wylewa, coś zalewa palnika, coś się przypala, dzwonek piekarnika dzwoni jak szalony, a tu ręce brudne itp. itd. Efekt – łapy poparzone /często mi się to zdarza, bo choć rękawice wiszą „na widoku”, jakoś ich „nie widzę”/, kuchnia cała do sprzątania, ale jedzenia jak dla pułku wojska.
Tak było i tym razem… a między leczem, naleśnikami, roladkami, śledziami, pastami do pieczywa, ciastami i ciastkami powstały też te krokiety.
Czyż nie jestem robotem wieloczynnościowym? A może to tylko sposób na zajęcie myśli czymś innym?
Składniki
2 szklanki mąki pszennej
1 szklanka mleka
2 szklanki wody mineralnej gazowanej
szczypta soli
szczypta kurkumy /dla nadania koloru/
szczypta proszku do pieczenia /będą mięciutkie/
2 łyżki oleju
Farsz
0,5 kg ziemniaków
10 dkg /1 woreczek/ kaszy gryczanej lub jęczmiennej
15 dkg wędzonego boczku
kilka pieczarek
1 duża cebula
1 ząbek czosnku
sól, pieprz, papryka ostra
Wykonanie
Naleśniki przygotować zgodnie z przepisem podstawowym.
Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie i pognieść lub przepuścić przez praskę /nie mielić w maszynce do mięsa – moim zdaniem robią się wtedy kleiste/.
Kaszę ugotować osobno i po zmieleniu /zblendowaniu/ połączyć z ziemniakami.
Boczek, cebulę i pieczarki pokroić w drobną kostkę i podsmażyć na rozgrzanym oleju, na koniec dodać czosnek drobno pokrojony.
Połączyć z ziemniakami i kaszą, doprawić do smaku solą, pieprzem i papryką.
Farszem napełniać naleśniki, składać krokiety, panierować w jajku i bułce tartej i obsmażać na rumiano ze wszystkich stron.
Podawać z ulubioną surówką lub z keczupem.