Szczęście…

Szczęście? a co to takiego?

Na jednym z portali, na który wpadam każdego dnia /to niestety już nałóg, ale jakieś nałogi trzeba mieć/, ktoś założył wątek i zaczęła się dyskusja nad pojmowaniem szczęścia.
Czytając różne wypowiedzi zaczęłam się zastanawiać… a właściwie co to jest szczęście?

Czy szczęście to spełnione marzenia, radosne, beztroskie życie?
a może zawrotna kariera i perspektywy dalszej wspinaczki, aż na sam szczyt?
a może pełna kiesa lub jak kto woli opasłe konto?
a może … milion wygrany w Toto-lotku?

I zaraz przypomina mi się tekst piosenki – ni srebro, ni złoto, to nic….
No fakt, to nic… wszak można być bogatym i nieszczęśliwym oraz biednym i szczęśliwym.

A może duża rodzina, gromadka dzieci i wnucząt?
Tak, to daje szczęście, ale jest to szczęście ulotne, nietrwałe…
Szczęściem jest bowiem zasiąść ze wszystkimi przy jednym stole, patrzeć jak wyrośli, jacy są piękni, mądrzy, ale…
warunkiem szczęścia jest równolegle ich szczęście, to są naczynia połączone, wystarczy tylko jakieś małe nawet niepowodzenie u jednego, a czar radości i szczęścia pryska jak bańka mydlana.

I tak sobie myślę, że kiedy nawet bywały w mym życiu takie małe chwile szczęścia, to natychmiast łapałam się na tym, że boję się tych chwil, bo jakoś tak…
to tak, jakby ktoś czuwał nade mną i nie pozwalał mi się cieszyć, być choć odrobinę szczęśliwą /o pełni szczęścia to nawet nigdy nie marzyłam/, bo zaraz jakiś głos szeptał – koniec tego dobrego! wracaj do rzeczywistości, do realu!
No i za chwilę faktycznie było …buuum!  A czasem i dwa, i więcej tych buuum! było naraz.

No to co to jest to szczęście??? gdzie jest ta kraina szczęśliwości, w której nie ma już żadnych trosk i zmartwień, wszyscy są zdrowi, uśmiechnięci, radośni?
Może w snach?
E, w moich z pewnością nie… czasem są równie koszmarne …
Czyż zatem nigdy nie byłam szczęśliwa? nie znam tego smaku? nie zaznam go już nigdy?
NIE WIEM…

I taki oto fragment wiersza, znaleziony gdzieś w necie, najwierniej chyba oddaje stan moich odczuć

Gdy życie smutnym jest westchnieniem
kiedy marzenia jak źródło wyczerpane
gdy uśmiech boleści jest cieniem
słowo „nadzieja” pustym sloganem
cóż wtedy czynić z oczami jak woda?
Jak leczyć serce krwawiące?
Czy wierzyć jeszcze, czy szepnąć szkoda?
Czy martwym być na słońca promienie?!
NIE WIEM!!!

Ale wiem, że szczęście albo nosimy w sobie, albo go po prostu nie mamy… może ja należę do tej drugiej grupy?
Zatem należy jak najszybciej wcielić w życie sztukę, polegającą na tym, by cieszyć się małym, a wytrzymywać najgorsze???

Małe wielkie nieszczęścia potrzebne…..?

Ks. Jan Twardowski

KIEDY MÓWISZ

Aleksandrze Iwanowskiej

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz