Kiedyś piekłam i zajadaliśmy się, przepis miałam w kompie, nie w zeszycie… pewnego razu komp /tu wężykiem/ trafił, a wraz z tym utraciłam wiele przepisów /nie ma to jednak jak zeszyty, strony żółte, poplamione, pismo rozmazane niekiedy, ale są!!!/. Te ciasteczka są w pewnym sensie podróbą, namiastką tamtych, ale są – kruche i miętowe…ale w domu zrobiło się bardzo miętowo od zapachu w czasie pieczenia.
Składniki /na 2 blachy z piekarnika/
2 szklanki mąki tortowej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
200 g masła/dobrej margaryny lub wymieszane pół na pół
1 szklanka cukru pudru
1 żółtko
szczypta soli
2 łyżki suszonej mięty startej na proszek /może być z herbaty miętowej/
otarta skórka z cytryny lub aromat cytrynowy
Wykonanie
Do miski przesiać mąkę, dodać pozostałe składniki, wymieszać i zagnieść miękkie, elastyczne ciasto.
Ciasto podzielić na 2 część, z każdej uformować wałek, zawinąć go w folię spożywczą lub aluminiową i włożyć do lodówki na minimum 2 godziny /można też zostawić ciasto w lodówce do następnego dnia/.
Piekarnik nagrzać do 170 st.C., blachy z wyposażenia piekarnika wyłożyć papierem do pieczenia.
Ostrym nożem kroić plasterki ciasta o grubości ok. 5-6 mm, spłaszczać delikatnie widelcem, układać na blasze i piec około 12 minut na złoty kolor.