Nie lubię tej daty… 2 grudnia… dzień niby jak każdy inny, a jednak nie… Kiedy wracam we wspomnieniach wiele lat do tyłu to cóż widzę…
w tym dniu odszedł na zawsze mój Tata…. i jest mi za każdym razem tak źle, tak przykro… wszyscy kiedyś odchodzą, wiem to… ale jest mi strasznie smutno i przykro, bo nie było mnie wtedy przy Nim…
Mimo, że od tego dnia minęło już sporo lat, ciągle mam żal…
żal do siebie, że nie miałam żadnego przeczucia nawet, że nadchodzi ten moment…
ale i żal do Taty…i zadaję sobie nieustannie pytanie – jak mogłeś mi to zrobić Tato? jak mogłeś nie poczekać, tylko odejść ot tak, bez pożegnania?
A może wcale nie odszedłeś daleko? może jesteś zawsze przy nas, tylko teraz niewidzialny?
czuwasz jak zwykle, czy wszystko w porządku? czy niczego nam nie brakuje?
może teraz też przemycasz dla nas jakieś drobinki szczęścia?
a ja niewdzięczna tego nie zauważam?
Może….
Pamiętam do dziś, jak zawsze odprowadzałeś mnie do autobusu, kiedy wyjeżdżałam „na studia”, jak się troszczyłeś, czy wszystko mam, czy niczego mi nie brakuje i zawsze wsuwałeś mi do kieszeni ówczesny banknot 50-złotowy /pamiętam, był zielony/, uciułany zapewne, zaskórniak schowany na czarną godzinę …
Ależ Tato, mam pieniądze, przecież już mi Mama dała…
Wiem, wiem – odpowiadałeś, ale to masz dodatkowo na drobne wydatki.
I miałeś taką szczęśliwą minę, kiedy Ci dziękowałam, aż oczy Ci się śmiały…
Raz odmówiłam, ale wtedy bardzo się zasmuciłeś….widziałam, jak Ci było przykro… wtedy sobie obiecałam, że już nigdy więcej … potem nigdy już nie odmawiałam.
Teraz mieszkasz sobie „na wysokościach” i wiem, że nadal czuwasz, czy mi niczego nie brakuje. Wiem to na pewno!
I mam taką nieśmiałą prośbę …. czuwaj nad nami nadal… raduj się z nami kiedy jest ok i wspieraj kiedy jest gorzej…
A ja… widzisz? uśmiecham się do Ciebie, macham swą łapką i … wiem, że już hulasz po „niebieskich salonach”, ale jedna Zdrowaśka chyba nie zaszkodzi?
odpoczywaj w pokoju Tatku