Kiedyś robiłam taką pastę bardzo często, a smak jej poznałam dawno, dawno temu, kiedy to moja przyjaciółka przygotowywała ją niemal codziennie na śniadanie dla swego świeżo poślubionego męża /ponoć uwielbiał ją… pastę… choć młodą żonę zapewne też… nie mam wątpliwości/. Wtedy to zostałam także i ja poczęstowana tą pastą i też mi posmakowała.
Potem inne „wynalazki” wyparły pastę z jadłospisu.
Kilka dni temu mój syn przypomniał mi o niej, opowiadając, jaką pyszność przygotował. Nie mogłam pozostawać w tyle – też zrobiłam ją ponownie i z pewnością będę znowu często do niej wracać.
Składniki
1 kostka białego sera /250-300 g/
1 puszka szprotek w oleju
2-3 pomidory lub ogórki kiszone/konserwowe
1 cebula
natka pietruszki /ja lubię sporo/
sól, pieprz
Wykonanie
Cebulę pokroić w cienkie ćwierć plasterki, pomidory lub ogórki w drobną kostkę, natkę posiekać.
Wyłożyć do miski ser i szproty – rozdrobnić za pomocą widelca. Dodać pozostałe składniki, wymieszać. Odstawić na chwilę, aby smaki się połączyły.
A potem…zajadać, aż będą uszy się trzęsły.
Ja to robię ciut inaczej. Szproty w oleju (odcedzić ale nie całkowicie) rozdrobnić z bardzo drobno posiekaną cebulą (zwykła, żółta) dodać kubek serka ziarnistego i odstawić na chwilę do lodówki aż składniki przejdą się nawzajem. Podawać na pieczywie, najlepiej na grzankach z bułek.
Rzeczywiście, że tylko ciut, ciut inaczej. Dodatek pomidorów też u mnie czasem pomijany /nie zawsze mam je pod ręką/, ale natka obowiązkowo. Nigdy natomiast nie robiłam z serkiem ziarnistym, ale skoro mówisz, że dobry… Pozdrawiam.