W czasach, kiedy o czerwonych pomidorach w okresie zimowym można było jedynie pomarzyć, bo i owszem, w „Delikatesach” można było je czasem kupić, ale cena…ho ho… przyprawiała o zawrót głowy rodziny na tzw. dorobku, a poza tym nie były ani zbyt czerwone, ani pachnące pomidorem, ani smaczne. Pozostawało wówczas starać się jakoś zakonserwować je na okres zimy.
To jeden ze sposobów, który poznałam kiedyś będąc w delegacji. Pomidory może nie przypominają w smaku takich świeżych, ale za to zalewa ze słoika po tych pomidorach…miodzio…można ją zużyć do zupy /”zwykła” zupa ziemniaczana staje się „niezwykła”/ albo… po prostu wypić…pycha! A same pomidorki – położone zimą na kanapce też smakują.
Panująca w tym roku susza spowodowała, że wszystko usycha. Pomidory również mają przyśpieszone dojrzewanie, skumulowane w krótkim czasie, zatem trzeba je jakoś zagospodarować. No i przypomniałam sobie o tym sposobie konserwowania ich, „wykopałam” przepis z pożółkłego zeszytu i oto one.
Składniki – ilość dowolna
czerwone, twarde, małe pomidory
cebula
natka pietruszki
zielony koper
zalewa – dobrze osolona woda /daję 1 kopiatą łyżkę soli/1 l wody/
Wykonanie
Zagotować wodę z solą, ostudzić.
Pomidory umyć, osuszyć, każdy nakłuć np. wykałaczką. W słoju układać pomidory, przetykając je kilkoma krążkami cebuli, natką i koperkiem. Zalać zimną zalewą, słoiki zamknąć i chwilkę pasteryzować /ok. 5 min./. Wyjąć słoiki, odwrócić do góry dnem i pozostawić do całkowitego ostygnięcia.