Dużo wody w rzece upłynęło, zanim nauczyłam się gotować pierogi. Początki były ….. straszne. Rodzina domagała się ciągle pierogów, a ja na samą myśl o ich gotowaniu dostawałam dreszczy.
Jakby tego było mało, koleżanka z pracy na lewo i prawo opowiadała, że wszystko robi na oko, bez żadnego przepisu, a ugotowanie pierogów to dla niej pół godziny. A mnie – kiedy już się za nie zabierałam – zajmowało to pół dnia, albo i więcej. A efekty też nie były zadowalające, wg mnie przynajmniej. I jakby na przekór wszystkiemu, moje dzieci mlaskały z zadowoleniem nad talerzami, twierdząc, że nikt takich dobrych pierogów nie umie gotować. A ja patrzyłam na te kapcie, często rozłażące się, każdy w innym rozmiarze, i w myślach modliłam się aby im się odmieniło i nie chcieli ich więcej.
Ale nic z tego. Nie pozostało mi więc nic innego, jak uczyć się, ćwiczyć, poprawiając ciągle proporcje, aż w końcu jako tako już mi wychodzi, może nawet dobrze?
Ciasto
0,5 kg mąki tortowej / 3 szklanki/
1 szklanka wrzącej wody /dobrze jest dodać mleka, nawet pół na pół/
1 łyżka masła
½ łyżeczki soli
Farsz
80 dkg ziemniaków /1 kg przed obraniem/
20-40 dkg sera białego /twarogu/
1 cebula + tłuszcz do usmażenia
sól, pieprz
opcjonalnie – mięta
Wykonanie
Pierw przygotowujemy farsz. Obrane ziemniaki ugotować w osolonej wodzie, odcedzić, pognieść dokładnie na jednolitą masę. Kiedy trochę ostygną dodać rozdrobniony ser, drobno posiekaną cebulę, przesmażoną na złoty kolor na maśle oraz sól i pieprz /sporo/ – farsz powinien być pikantny.
Mąkę przesiać do garnka, zrobić dołek na środku, dać sól i masło, wlewać gorącą-wrzącą wodę /wodę z mlekiem/, wymieszać łyżką. Gdy troszkę ostygnie wyrobić ciasto za pomocą rąk. Można też zrobić to ciasto przy użyciu malaksera, wtedy jednak gorącą wodę wlewać cienkim strumieniem /malakser cały czas pracuje/.
Naczynie przykryć mokrą ścierką i odstawić ciasto na chwilę, aby odpoczęło.
Urywać po kawałku, wałkować, wycinać kółka i robić pierogi, pamiętając, aby pozostałe ciasto w garnku było cały czas dokładnie przykryte ścierką.
Gotować partiami. Jako, że ciasto zostało zaparzone, pierogi wyjmuję jak zaczną się gotować i wypłyną wszystkie na powierzchnię.
Podawać z samym masłem, z cebulką usmażoną na masełku, z usmażoną słoninką, bądź ze śmietaną. Przy tej wersji lubię do farszu dodać troszkę mięty.
Pyszne są też na drugi dzień odsmażone na patelni.
Pierogi ruskie bardzo dobrze się mrożą. Przeznaczone do tego celu, po wyjęciu z wrzątku, wkładam na chwilę do zimnej wody, po czym odsączam, osuszam, zamrażam na tackach ułożone pojedynczo, a po zamrożeniu wsypuję do woreczków.
Wychodzi ok. 50 szt. pierogów