Skończył się karnawał, zaczął się post, a wraz z nim okres powolnych przygotowań do Wielkanocy, przygotowań zarówno duchowych jak i wszystkich pozostałych.
No i ja zaczęłam już takie przygotowania od …zbierania łusek z cebuli.
Trzeba ich sporo, żeby potem pisanki i kraszanki miały odpowiedni kolor.
Pamiętam jak w dzieciństwie zbieraliśmy przez długi czas łupinki cebulowe, jak potem były one zalewane wodą i moczone, a potem były w nich zanurzane jajka.
W „pisaniu” pisanek, już jako dzieci, braliśmy z bratem czynny udział.
Zasiadaliśmy więc razem z Mamą i rozpoczynała się ich produkcja.
Nacinało się patyczek długości może 10 cm i grubości troszkę większej niż ołówek , w nacięcie wkładało się metalową końcówkę od sznurówki, odpowiednio zgniecioną, aby przekrój był malutki i okrągły, mocowało się to drucikiem, aby się dobrze trzymało, w metalowym pudełeczku podgrzewało się wosk pszczeli, obok zapalona świeczka. No i moczyło się końcówkę tego „pisaka” w wosku i rysowało różne wzorki na surowym jajku, podgrzewając co chwila zastygający szybko wosk w płomieniu świecy.
Och, czegoż tam nie było … były kwiatki i bazie, „pajączki”, drzewka, drabinki, grabki, były różne zawijaski, no i były różne kulfonki wymyślane przeze mnie i młodszego brata.
Takie pisanki wkładało się następnie do roztworu wody i łupin z cebuli, przygotowanych kilka dni wcześniej i jajka nabierały koloru. Długością moczenia regulowało się kolor pisanek, stąd wychodziły żółte, pomarańczowe, czerwone czy też ciemno bordowe.
Na następny dzień jaja gotowało się w tej cebuli. W czasie gotowania jaj, wosk odchodził, ale miejsce po nim, czyli wzór, zostawało nie ufarbowane.
Obowiązkowo robiło się też kraszanki, czyli jaja ufarbowane w roztworze cebulowym bez wzorów, jednokolorowe.
A ja? jak podtrzymywałam tą tradycję przez lata?
Starałam się pokazać dzieciom, jak to było w czasach mojego dzieciństwa, jak robiło się pisanki, ale wychodziło mi to różnie, z różnym skutkiem… może usprawiedliwieniem był fakt, że zawsze byłam mamą pracującą, może fakt, że jak nawet znalazł się czas, to nie było w zasięgu wosku pszczelego, albo nie było z czego zrobić „pisaka”, albo po prostu nie uzbierałam łupinek cebuli.
Starałam się to potem jakoś nadrobić i zrobić frajdę wnuczkom….. skutek też mierny….
Dlatego w tym roku zrobiłam mocne postanowienie i już gromadzę cebulę, odpowiednio wcześniej przygotuję sobie narzędzie do pisania i …będą pisanki, takie jakie robiłam w dzieciństwie razem z moim bratem. A jak mi to wyjdzie? na pewno nie omieszkam napisać … ale to już po świętach.